piątek, 26 grudnia 2014

W Polsce

Od kilku dni jestem w Polsce i spędzam święta z moją rodziną. Tak jak wspominałam, nie tykam nadal niczego słodkiego i nic nie jest w stanie mnie złamać. Chociaż moja mama upiekła ciasta, które dawniej uwielbiałam, to nie zjadłam ani kawałeczka i nie mam takiego zamiaru. Wiem jednak, że trochę przytyję, ponieważ jem normalnie, a to źle. Poza tym nie mam tu w ogóle ruchu, a siedzenie na tyłku to nic dobrego. Czuję się totalnie wytrącona z mojego rytmu, ze wszystkich nawyków. Czuję się cały czas źle, boli mnie głowa, bo fatalnie wpływa na mnie tutejszy klimat. To pewnie dlatego że tak rzadko jestem w Polsce. Przez ten klimat mam teraz różne problemy, ale to już inny temat.

Moje posiłki tutaj wyglądają tak:
- śniadanie - zwykle chleb pełnoziarnisty z serem, albo barszcz jeśli mama ugotowała
- drugie śniadanie - jogurt naturalny z owocami
- obiad - to co mama ugotowała, dzisiaj mięso z ziemniakami i sałatą
- popołudniu czasami coś zjem, czasami nie. Jeśli coś zjem, to sałatkę, mandarynki albo kawałek chleba
- czasami wypijam kawę z mlekiem

Myślę, że nie jest tak źle, ale marzę o powrocie do mojego rytmu. Opracowałam już szczegółowy plan, który wcielę w życie od 5 stycznia. Wtedy też wrócę do mojej pracy. I can't wait!!!!!!!!!!

Liczę, że do końca lutego, maksymalnie marca zrzucę 10 kg. Muszę, bo inaczej chyba się zabiję!!! Nie chyba, tylko na pewno to zrobię, bo nie mogę patrzeć na siebie w lustrze. Bierze mnie takie obrzydzenie do siebie samej, że już nie mogę tak dalej żyć. I nie będę, jeśli nie osiągnę celu.




wtorek, 16 grudnia 2014

Still the same...

U mnie cały czas bez zmian. Niestety nie mam czasu kompletnie na nic. Już mnie to załamuje i wykańcza, ale na świętach w końcu odpocznę, bo wybieram się do Polski.

Może w punktach opiszę najważniejsze rzeczy:

1. Do końca roku zostały tylko 2 tygodnie. Nie będę już starała się schudnąć za wszelką cenę, bo myślę, że w tym roku osiągnęłam naprawdę dużo. Oczywiście cały czas odżywiam się bardzo dietetycznie, jem ciągle te same rzeczy i nie pozwalam sobie nawet na sekundę słabości - to jest moje największe osiągnięcie. Od nowego roku ograniczę trochę jedzenie. To będzie trudne, bo ciągle jestem w ruchu i potrzebuję energii, ale zrobię wszystko, żeby schudnąć wtedy do 45 kg.

2. Tak jak wspominałam, jadę na święta do Polski. Pierwszy raz się nie boję, że przytyję w Polsce. Nie boję się, bo wiem, że nic mnie nie złamie. Moja mama będzie piekła ciasta, w domu będzie cudownie pachniało i będą się roznosiły różne aromaty, ale ja wiem, że nie zjem nawet małego kawałka ciasta. Mam w sobie tyle siły, że nic nie jest w stanie mnie złamać. Absolutnie nic. W pracy codziennie czekają na mnie stosy przekąsek, ale ja niczego nie biorę do ust.

3. 2 tygodnie temu kupiłam sobie w Internecie spodnie. Kiedy je rozpakowałam, to załamałam się, bo były takie wąskie, że byłam pewna, że nie wcisnę w nie tyłka. Ale czekała mnie niespodzianka, bo bez problemu mogłam je założyć! Gdybym zobaczyła takie spodnie w sklepie, to nigdy nie zdecydowałabym się ich przymierzyć z obawy, że się w nie nie zmieszczę.

Dzisiaj w końcu nadrobię zaległości na Waszych blogach. Na co dzień często myślę o tym, jak Wam idzie. Nawet jeśli czasem nie mam czasu komentować, to wspieram dobrymi myślami.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Cały czas trwam...

...po prostu nie miałam ostatnio w ogóle czasu, żeby pisać na blogu. Już mnie to denerwuje, że w ogóle nie mam czasu dla siebie. Marzę o chociaż kilku godzinach wolnego, ale tyle nigdy nie mam. Tylko późne wieczory, ale wtedy już kompletnie na nic nie mam siły po całym dniu. Mam nadzieję, że kiedyś do czegoś dojdę i sytuacja się zmieni...

Bilanse ciągle mam prawie identyczne, pod spodem dla zainteresowanych wklejam.

Chcę jednak coś zmienić, bo widzę, że spotkał mnie zastój wagi. Daję sobie czas do końca tego roku. Jeśli nic nie zmieni się na lepsze, to całkowicie zmienię sposób odżywiania się.

Zastój wagi zawsze jest depresyjny, ale wiem z drugiej strony, że trzeba mieć cierpliwość. No cóż, mam czas, nikt mnie nie pogania.


niedziela, 9 listopada 2014

5-8 listopada

Wstałam dzisiaj o 6:30. Lubię wstawać tak wcześnie, nawet jeśli nie muszę. Idę dziś do pracy, ale dopiero na 8:30, to mam jeszcze chwilę. Nieoczekiwanie miałam wolne piątkowe popołudnie, wczoraj i dzisiaj też. U szefa jest ktoś z rodziny na kilka dni i dlatego nie muszę chodzić do pracy codziennie. Nie powiem, żeby mnie to cieszyło, bo nie lubię mieć wolnego. Lubię pracę. Kiedy mam wolne, to widzę, ile mam rzeczy do zrobienia. Nie wiem, za co się najpierw zabrać i w końcu popadam w depresyjne nastroje. Wczoraj było tak samo: wieczorem tak strasznie waliło mi serce z niepokoju, że postanowiłam pójść spać. Nie ma nic lepszego niż praca, ale pod koniec tygodnia wszystko dzięki Bogu wróci do normy.

Wczoraj poszłam pobiegać. Chociaż taka będzie zaleta tego, że mam kilka wolnych wieczorów - mogę w końcu pobiegać.

Zaleta jest też taka, że dzisiaj chyba spotkam się z przyjaciółką. Zwykle po spotkaniach z nią od razu pędzę do pracy, dzisiaj nie będę musiała. Będę u niej w domu na obiedzie, będzie też jej mąż. Obiad zjem normalny, ale małe porcje. Deseru nie zjem, tego jestem pewna. Nie ma niczego, co byłoby w stanie mnie skusić.

05.11. - środa
7:30 - bułka - 220
ser żółty - 120
pomidor - 20
kawa z mlekiem - 20
8:30 - cappuccino light - 35
10:00 - jogurt naturalny 150g 0,1% - 50
banan - 115
maliny - 20
mandarynka - 30
12:45 - makaron pełnoziarnisty - 250
sos grzybowy i sałata - 100
15:00 - małe jabłko - 50
17:00 - kawa z mlekiem - 30
Razem: 1060 kcal
Ruch: jazda na rowerze


06.11. - czwartek
7:40 - bułka - 220  
ser żółty - 94
mini pomidor - 10
kawa z mlekiem - 20
9:30 - cappuccino light - 35
10:30 - 2 Magenbrot - 66
jogurt naturalny 150g - 50
maliny - 20
mandarynka - 30
13:50 - cappuccino light - 35
makaron pełnoziarnisty - 250
sos grzybowy i sałata - 100
17:00 - kawa z mlekiem - 20
19:00 - kromka pełnoziarnistego - 88
kawałek pomidora - 10
ser żółty - 50
Razem: 1098 kcal
Ruch: jazda na rowerze


07.11. - piątek
6:15 - jogurt naturalny 150g - 50
maliny - 20
mandarynka - 30
pełnoziarniste musli - 50
mała kromka chleba - 50
kawa z mlekiem - 20
9:00 - espresso z mlekiem - 20
9:20 - bułka - 220
ser żółty - 94
mini pomidor - 10
12:30 - małe jabłko - 50
13:30 - cappucino light - 35
15:30 - sos grzybowy - 100
2 małe ziemniaki - 120
małe jabłko - 50
Razem: 919 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy


08.11. - sobota
6:30 - 3 kromki pełnoziarnistego - 210
chudy twaróg - 20
mini pomidor - 10
kawałek ogórka - 5
4 plasterki salami light - 40
kawa z mlekiem - 20
8:00 - cappuccino light - 35
9:30 - kawałek chleba - 40
11:30 - jogurt naturalny 150g - 50
mandarynka - 30
kiwi - 42
maliny - 10
pełnoziarniste musli - 50
14:15 - chlebek pita pełnoziarnisty - 172
kawałek mięsa - 150
sałata, 2 małe ogórki kiszone i mini  pomidor - 20
17:00 - małe jabłko - 50
Razem: 954 kcal
Ruch: jazda na rowerze
43 minuty biegania

wtorek, 4 listopada 2014

1-4 listopada

Miałam napisać wczoraj, ale wróciłam padnięta z pracy i już na nic nie miałam siły. Dzisiaj jest podobnie, ale jakoś ogólnie lepiej się czuję. Strasznie tutaj leje i do pracy nie mogłam pojechać rowerem, musiałam iść na piechotę. Idąc, nie zmokłam tak, jakbym jechała na rowerze.

Teraz przedstawiam bilanse z ostatnich dni, codziennie skrupulatnie je zapisuję. Pod spodem znajduje się kilka wyjaśnień.

01.11. - sobota
8:00 - 3 kromki chleba pełnoziarnistego - 190
twaróg - 20
3 plasterki salami light - 30
kawałeczek pomidora, ogórka, rzodkiewki - 20
kromka tostowego - 65
żółty ser - 50
kawa z mlekiem - 20
9:30 - 3 Magenbrot* - 99
cappuccino light - 35
10:30 - mini banan - 55
kromka chrupkiego - 20
13:30 - chlebek pita pełnoziarnisty - 170
mieszanka warzyw - 90
jabłko - 70
kawa z mlekiem - 20
19:15 - 1,5 kromki pełnoziarnistego - 135
kawałeczek pomidora - 10
mały kawałek sera żółtego - 30
Razem: 954 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy
2h sprzątania

02.11. - niedziela
8:00 - 2 kromki pełnoziarnistego - 140
twaróg - 20
kawałeczek pomidora, ogórka, rzodkiewki - 20
3 plasterki salami light - 20
pół kromki chleba - 35
ser żółty - 60
Magenbrot 5 - 165
kawa z mlekiem - 20
10:30 - cappuccino light - 35
12:30 - kawa z mlekiem - 20
14:00 - chlebek pita pełnoziarnisty - 170
mieszanka warzyw - 90
śliwka - 25
mandarynka - 30
espresso z mlekiem - 20
19:00 - kromka pełnoziarnistego - 70
plasterek chudej wędliny - 30
Razem: 970 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy

03.11. - poniedziałek
7:30 - 3 kromki pełnoziarnistego - 210
chudy twaróg - 20
jajko - 90
3 plasterki salami light - 30
kawa z mlekiem - 20
8:00 - cappuccino light - 35
10:30 - kawa z mlekiem - 20
11:30 - jogurt naturalny 0,1% - 90
pół banana - 55
kiwi - 42
mandarynka - 30
13:30 - 2 ugotowane ziemniaki - 140
filet rybny - 200
17:30 - espresso z mlekiem - 20
19:00 - kromka pełnoziarnistego - 88
kawałeczek sera - 40
plasterek chudej wędliny - 12
Razem: 1142 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy
1h sprzątania

04.11. - wtorek
7:45 - pół bułki - 65
kromka chleba pełnoziarnistego - 90
ser żółty - 100
kawałek pomidora - 10
kawa z mlekiem - 20
5 Magenbrot - 165
13:30 - zupa z soczewicy - 180  
15:00 - jogurt naturalny 150g 0,1% - 50
pół banana - 55
garść malin - 20
mandarynka - 30
śliwka - 30
17:00 - espresso z mlekiem - 20
19:00 - kromka pełnoziarnistego - 88
kawałeczek sera - 40
kawałek pomidora - 10
Razem: 973 kcal
Razem: 1h sprzątania

1h marszu

*Magenbrot - dosłownie chleb żołądkowy. Tradycyjny niemiecki wypiek. Nazywa się chleb żołądkowy, ponieważ zawiera przyjazne żołądkowi potrawy. Ja jem taki Magenbrot w kawałkach, z których jeden ma 33 kalorie. Magenbrot może być z cukrem, ale ja kupuję wersję bez cukru i też super smakuje. 
*Jeśli jem ser albo wędlinę, to tylko z jak najmniejszą ilością tłuszczu. Zawsze wybieram wersję light. 
*W ostatnich dniach jadłam kolację w pracy z szefem. Zasadniczo najczęściej nie jem kolacji. Jeśli już, to nie później niż 5 godzin przed snem. Po kolacji zawsze tak czy siak mam trochę ruchu. 
*Co do liczenia kalorii, to znam dobrze wszystkie wartości. Kiedy kilka lat temu zaczęłam liczyć kalorie, to nauczyłam się wszystkiego na pamięć. Jeśli chodzi o sałatki, zupy czy inne dania, to liczę wartość kaloryczną składników i zaokrąglam do góry. Może być tak, że jem dziennie trochę mniej niż to wychodzi w bilansach. 

niedziela, 2 listopada 2014

A co myślą o Tobie inni?

Weszłam dzisiaj na wagę i to rzeczywiście chyba nie był dobry pomysł. Chociaż z drugiej strony może był. Kiedy waga mnie dołuje, to dodaje mi też kopa do działania.

Wczoraj byłam prawie cały dzień w pracy. Najpierw poszłam posprzątać klinikę kardiologiczną za koleżankę, która wyjechała na weekend. Posprzątanie dwóch pięter zajęło mi prawie 2 godziny. Dobrze, że nie było deszczu, to przynajmniej nie musiałam zmywać podłóg. Wtedy raczej bym padła. Potem wróciłam na chwilę do siebie i poszłam do pracy. Zaczęłam ścierać kurze, potem zabrałam się jeszcze za odkurzanie i zmywanie podłóg. Wpadłam w jakiś trans. Wieczorem tylko oglądałam tv z szefem. Wróciłam jak zwykle koło 21:30. Dzisiaj podobnie. Dobrze, że chociaż do południa miałam trochę czasu. Nie wyrobiłam się jednak ze wszystkim, no ale czego oczekiwać, jak wstałam dopiero o 7:40??? Koszmar. Potem byłam w pracy i w sumie tyle. Weekend jak zwykle pełen pracy.

Dzisiaj chciałam Was zapytać, czy inni ludzie mówią Wam, co o Was myślą. Mi wiele osób mówi różne rzeczy i sama nie wiem, w co wierzyć. Ostatecznie trzeba chyba olać opinię innych. Najbardziej denerwuje mnie to, kiedy inni mówią o mnie sprzeczne rzeczy.

Wiele osób, np. mój szef, mówi mi, że jestem inteligentna i że mam klasę. Nie wiem sama, czy tak jest. Kiedyś myślałam, że ostatnią rzeczą, jaką można o mnie powiedzieć, jest to, że jestem głupia. Teraz nie jestem już pewna, gdyż w ostatnich miesiącach obserwuję, że ludzie mówią mi oczywiste rzeczy. Wtedy mam ochotę zakrzyknąć z całych sił: "K****, WIEM TO!" (po niemiecku oczywiście). Nie wiem, z czego to wynika. Chyba z tego, że nie wyglądam na swój wiek. Wyglądam na dziewczynkę, a nie na kobietę, chociaż to akurat lepiej. Dużo osób sądzi, że trzeba mi mówić oczywiste rzeczy, jakbym była idiotką. A może jestem???

Teraz przechodzę do wyglądu. Oczywistym jest, że nie wierzę innym, kiedy mi mówią, że jestem szczupła. Logiczne, że kłamią.

Mi jednak zdarzyło się wielokrotnie, że inni ludzie mówili mi, że jestem gruba. Dlatego wiem, że jestem. Do Polski jeżdżę raz w roku. Jem wtedy więcej, głównie polskich potraw, bo tutaj za nimi tęsknię. TAK, zawsze przybiorę na wadze jakieś 4 kg, ale tak bardzo się tym nie przejmuję, bo wiem, że szybko to zrzucę po powrocie do Niemiec.

Kiedy jednak ostatnio po 2 tygodniach w Polsce wróciłam do Niemiec, to już widziałam reakcje innych osób. I niech nikt mi nie mówi, że wygląd się nie liczy!
1. Moja przyjaciółka: "Wcześniej się o ciebie martwiłam. Widzę, że teraz już nie muszę".
2. Druga przyjaciółka: "Wyglądasz teraz o wiele lepiej" (czyli 100000000000000000 razy gorzej)
3. Kolega: "Od razu widać, że masz bardziej okrągłą twarz".
4. Sąsiadka: "Widzę, że rodzice cię dokarmili".
5. Koleżanka: "Po twoim powrocie nie chciałam nic mówić, ale widzę, że teraz schudłaś".

Inna sytuacja. Zeszłe święta Bożego Narodzenia spędziłam trochę z przyjaciółką. Jej mąż powiedział mi, że mam pucołowate policzki. Czy byłam na niego zła? Nie byłam. Wręcz przeciwnie - byłam wdzięczna. Będę pamiętać te słowa do końca moich dni. Dlatego denerwuje mnie, kiedy ktoś pierdoli, że faceci nie widzą, kiedy kobieta przybierze trochę na wadze. Nikomu nie wierzę, kiedy mówi mi, że teraz wyglądam ładnie, bo to NIEPRAWDA!!!!! Znajduje się na mnie sam tłuszcz, ale zrzucę go!!!!!

Zachęcam Was do napisania u siebie, czy spotykają Was podobne sytuacje. Wiem, że czasami o tym piszecie, ale chętnie poczytałabym więcej. Wiem, że nie każda z Was chce o takich sytuacjach pisać. Ja postanowiłam to zrobić, bo komu mogę to powiedzieć, jak nie Wam??? 

Jutro przedstawię bilanse z wczoraj, dziś i z jutra.

piątek, 31 października 2014

29,30,31.10

Pół godziny temu wróciłam z pracy. W sumie mam za sobą 30 godzin harówki. Uf, wystarczy. Lepiej, że na noc nie wracałam do siebie, nie opłacało się. W pracy spałam 4 godziny, także całkiem nieźle. Dzisiaj w sumie jakoś specjalnie się nie napracowałam. Dzień był w miarę spokojny, ale czuję w kościach ogólne zmęczenie i nie jestem w stanie logicznie myśleć. Jutro i w niedzielę też jak zwykle idę do pracy, ale weekend zawsze jest dosyć spokojny. Za niedzielę i święta mam dodatek pieniężny, także zawsze chętnie chodzę do pracy. Lubię pracę.

Nienawidzę mieć bilansów powyżej 1000 kcal, ale inaczej nie dałabym rady pracować. Cały czas jednak myślę o tym, co zrobić, żeby potrzebować mniej jedzenia. Nie będzie to proste. Jak na moją aktywność fizyczną, jem o wiele za mało, bo przynajmniej przez połowę dnia głoduję.

Może być jednak tak, że bilanse są nieco zawyżone, bo wartości kaloryczne zawsze zaokrąglam do góry.

Jutro chyba odważę się wejść na wagę, chociaż nie jestem jeszcze pewna na 100%.

29.10. - środa
7:00 - 3 małe kromki chleba pełnoziarnistego - 190
chudy twaróg - 20
kawałeczek pomidora i ogórka - 10
plasterek sera żółtego - 60
2 plasterki salami light - 20
kawa z mlekiem - 20
8:00 - cappuccino light - 35
11:20 - chlebek pita pełnoziarnisty - 170
warzywa - 80
jabłko - 70
12:00 - kawa z mlekiem - 20
kostka gorzkiej czekolady - 30
13:45 - owsianka truskawkowa - 195
17:00 - cappuccino light - 35
2 kromki chrupkiego - 60
Razem: 1015 kcal


30.10. - czwartek
7:00 - 3 małe kromki chleba pełnoziarnistego - 190
chudy twaróg - 20
3 plasterki salami light - 30
jajko - 90
kawa z mlekiem - 20
9:00 - cappuccino light - 35
sałatka z warzyw i mięsa - 150
11:30 - mały kotlet mielony (pieczony) - 200
chlebek pita pełnoziarnisty - 170
sałata - 10
13:30 - cappuccino light - 35
jabłko - 70
espresso z mlekiem - 20
19:30 - 2 kromki pełnoziarnistego - 140
ser żółty - 100
plasterek wędliny - 12
Razem: 1040 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy
1h sprzątania


31.10. - piątek
6:45 - 2 kromki chleba pełnoziarnistego - 140
twaróg - 10
ser żółty - 100
espresso z mlekiem - 20
9:30 - 2 kromki chleba tostowego - 130
twaróg - 10
12:45 - zupa ziemniaczana - 250
parówka - 90
jogurt truskawkowy - 120
13:30 - śliwka - 30
2 mandarynki - 60
cappuccino light - 35
Razem: 1025 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy
1h sprzątania

środa, 29 października 2014

Jak skończyłam ze słodyczami?

Obiecałam post na ten temat, to może nie będę zwlekać. Bilans z dzisiaj przedstawię wraz z jutrzejszym.

Tak jak pisałam, nie jem słodyczy w ogóle, nigdy. Dokładnie od zeszłych Świąt Bożego Narodzenia. Chciałabym Wam napisać, jak mi się to udało.

W zakładce "Moja historia" możecie przeczytać, że dawno temu byłam uzależniona od słodyczy. Kiedy wpadłam w odchudzanie, to i tak od czasu do czasu musiałam zjeść coś słodkiego, bo inaczej bym nie wytrzymała. Czasami robiłam sobie dzień wolny od diety. Teraz już tak nie ma.

Właśnie w grudniu tamtego roku na świętach postanowiłam, że już do końca moich dni nie będę jeść słodyczy. To wszystko dlatego że nie pojechałam do Polski na święta. A dlaczego nie pojechałam? Tylko dlatego że byłam gruba i okropnie czułam się w swoim ciele. Stwierdziłam, że moja rodzina nie może mnie tak zobaczyć. Ani chuda przyjaciółka, która obżera się słodyczami, a mimo to jest chuda jak modelka.

Nie żałuję niczego. Dało mi to kopa do działania. Pierwsze dni, a nawet tygodnie były bardzo trudne, ale wiedziałam, że:

1. Jestem gruba jak świnia, a słodycze sprawią, że będę jeszcze grubsza.
2. Nie chcę pogarszać swojej i tak beznadziejnej sytuacji.
3. Słodycze nie są mi potrzebne absolutnie do niczego. Sprawiają tylko, że czuję się gorzej.
4. Jestem ponadto, bo jestem lepsza od chwilowej ochoty na czekoladę.
5. Nie jestem tak żałosna, żeby nie dotrzymać obietnicy danej sobie samej.

Po 2-3 tygodniach zauważyłam, że słodycze coraz mniej mnie kuszą. Bywało trudno na spotkaniach z przyjaciółmi albo w pracy, gdzie mogłabym opychać się słodyczami, gdybym chciała. Po jakimś czasie zauważyłam, że już wcale nie mam ochoty na słodycze. Mój żołądek tak się od nich odzwyczaił, że wiedziałam, że zrobi mi się niedobrze, jeśli zjem chociaż małego batonika. Na wiosnę byłam w Polsce na komunii mojej chrześnicy. Jedynie tam zjadłam kawałek tortu i to było na tyle. To i tak było dla mnie prawie abstrakcyjne przeżycie.

A jak odmawiam słodyczy, jeśli ktoś mnie namawia?
1. Mówię, że jestem syta, bo właśnie jadłam.
2. Mówię, że boli mnie dzisiaj żołądek. Żeby być wiarygodną, zawsze mam w plecaku saszetkę herbaty na żołądek. Zawsze można ją sobie zrobić, nawet dobra jest.
3. Czasami bywa, że ktoś mnie częstuje i naprawdę nie wypada tej osobie odmówić. Wtedy działam tak: mówię, że właśnie jadłam i w tym momencie nie dam rady już nic zjeść. Mówię, że zjem to potem. Pakuję daną rzecz, np. kawałek ciasta, zabieram do domu i wyrzucam. Jeśli to jest mała rzecz, np. ciastko, to chowam do kieszeni, kiedy dana osoba odwróci się na chwilę. Potem wyrzucam do śmieci. Dbam o to, żeby zawsze mieć na sobie bluzę/sweter z kieszeniami.
4. Jestem konsekwentna w działaniu. Przecież nikt mnie nie przywiązuje, nie wpycha słodyczy do ust i nie zmusza do przełknięcia! Nie jestem świnią hodowaną na rzeź. Tylko ja decyduję o tym, co jem i i innym nic do tego. Jak ktoś nie rozumie, to stosuję moje sztuczki.

Jest na świecie tyle pysznych rzeczy. Po co opychać się fabrycznymi produktami zawierającymi nie wiadomo co???

P.S. Jutro nie będę mogła napisać, bo będę spać w pracy. Nie będzie opłacało mi się wracać tylko na noc do mojego mieszkanka, bo jutro wróciłabym jak zwykle koło 22:00, a w piątek muszę być w pracy koło 7:00 rano. Następna notka z bilansami pojawi się dlatego w piątek wieczorem.

wtorek, 28 października 2014

27.10. i 28.10. + edycja

Na początek dnia przedstawiam wczorajszy bilans i planowany dzisiejszy. Zasadniczo chciałabym jeść 600-700 kcal i będę starała się do tego ograniczać, chociaż nie będzie łatwo.

Kiedyś jadłam 500-600 kcal dziennie, ale to było w czasach, kiedy pracowałam jako nauczycielka. Szłam do szkoły na kilka godzin i taka liczba kalorii mi wystarczała. Wracałam po tych kilku godzinach i nie miałam do roboty nic innego oprócz przygotowania lekcji.

Teraz wszystko jest inaczej. Wstaję o 6-7 rano, pracuję w domu do około 15:00. Piszę jakieś teksty albo robię tłumaczenia. Nieraz mam mnóstwo spraw do załatwienia. Idę tu i tam. Na 16:00 jadę na rowerze do mojej normalnej pracy, która w 70% jest fizyczna. Pracuję tam od końca maja. Niezmiennie próbuję nic nie jeść po 16:00, ale kiedy jestem bardzo głodna, to muszę, bo nie miałabym siły na pracę. Wracam do domu około 21:30 i już na nic nie mam siły.

Eh, odkąd w niedzielę wróciłam na bloga, czuję się 100 razy lepiej. To na pewno jedna z rzeczy, których mi brakowało w życiu. Głupia jestem, że z tym zwlekałam.

Już jutro post o tym, jak skończyłam ze słodyczami. W tym roku zjadłam coś słodkiego tylko raz - kawałek tortu na komunii mojej chrześnicy. Może komuś pomoże opis moich doświadczeń.

Jeśli coś się dzisiaj zmieni, to oczywiście wprowadzę zmiany w bilansie. W pracy pewnie jak zwykle wypiję espresso.

27.10. - poniedziałek
7:20 - 2 kromki chleba pełnoziarnistego - 160
pół bułki - 60
twaróg - 20
2 plasterki wędliny vegan - 37 (nie wiem, jak to nazwać. Wygląda jak wędlina, ale jest wegańskie)
plasterek salami - 16
kawałeczki ogórka, pomidora, rzodkiewki - 20
kawa z mlekiem - 20
10:15 - bułka pełnoziarnista - 180
filet rybny - 200
cappucino light - 35
15:20 - mięso z sosem, marchewka z groszkiem, ziemniaki - 300
jabłko - 70
17:30 - kawa z mlekiem - 20
kromka chrupkiego - 30
Razem: 1168 kcal
Ruch: jazda na rowerze 2 razy
1,5h sprzątania


28.10. - wtorek
7:20 - 2 małe kromki chleba - 100
kromka pełnoziarnistego - 80
plasterek wędliny vegan - 19
2 plasterki salami light - 20
pół jajka - 45
kawa z mlekiem - 20
8:00 - cappuccino light - 35
10:40 - surówka z kurczakiem - 290
12:00 - cappuccino light - 35
13:30 - jogurt naturalny 0,1% - 90
mini banan - 55
mandarynka - 30
kiwi - 42
18:00 - espresso z mlekiem - 20
Razem: 881 kcal
Ruch: jazda na rowerze
1,5h sprzątania

Bilans jest taki jak planowałam. Na 16:00 jak zwykle szłam do pracy, tzn. jechałam rowerem. Byłam niesamowicie głodna, ale nie poddałam się, bo wiedziałam, że to minie. Tak też się stało. Wróciłam do domu przed chwilą (dochodzi 22:00) i do tej pory nie jestem głodna. Najważniejsze to przetrwać krytyczny moment.

W pracy zawsze mam trochę ruchu, bo najpierw zawsze sprzątam. Wieczór jest już potem spokojny. Siedzę i czekam, aż szef mnie zawoła. Wtedy wykonuję jakieś małe zadania. Kiedyś jeszcze napiszę o mojej pracy.