poniedziałek, 4 listopada 2013

Deszczowo

Dzisiaj mam kiepski dzień. Do południa czułam się strasznie słabo, a jeszcze w pracy miałam trudne zadanie do wykonania. Nawet po zjedzeniu czegoś wcale nie czułam się lepiej, a zjadłam dzisiaj więcej właśnie dlatego że źle się czułam. Nie pomogło, nadal boli mnie głowa. Na dodatek zaczyna mnie boleć gardło, więc wygląda na to, że bierze mnie przeziębienie. Tylko tego mi brakuje. W sumie nic dziwnego, że się przeziębiłam, skoro ostatnio strasznie lało i pogoda była zmienna. Nadal leje jak z cebra. Najgorsze, że wieczorami pracuję umysłowo. No cóż, muszę jakoś się skupić. Biorę się do roboty, samo się nie zrobi.

P.S. Za parę dni zamieszczę jakieś przepisy.

04.11. - poniedziałek
8:00 - bułka pełnoziarnista (180) z twarogiem (20)
jajko - 80
3 pastylki miętowe - 150
10:30 - kawa z mlekiem - 20
jabłko - 70
13:15 - pieczona ryba - 230
surówka z buraków i jabłka - ok. 100
17:00 - 2 mandarynki - 60
Razem: 910 kcal







niedziela, 3 listopada 2013

Dlaczego?

Dzisiaj byłam w pracy, muszę tam pójść też na chwilę wieczorem. Teraz chwilowo siedzę w moim mieszkanku, więc postanowiłam przedstawić dzisiejszy bilans.

03.11. - niedziela
8:15 - bułka pełnoziarnista (180) z twarogiem (20)
10:15 - kawa z mlekiem - 20
12:30 - banan - 115
2 mandarynki - 60
14:30 - 2 ziemniaki, kawałek mięsa, surówka - ok. 300
15:20 - kawa z mlekiem - 20
Razem: 715 kcal

Kawę jeszcze powoli dopijam. Już jestem głodna, ale trudno. Nic więcej dzisiaj nie zjem. Koniec. Za parę dni to przejdzie i po ostatnim posiłku już w ogóle nie będę głodna. Po 15:00 nie jem już nic. Ewentualnie dozwolona jest jedna kawa, ale nie później niż o 18:00.

Dzisiaj walczę z ochotą na czekoladki, które dostałam wczoraj. Ale nie zjem ich, nie zjem. Może 11 listopada pozwolę sobie na to. Na diecie mam taką zasadę, że raz na 2 tygodnie pozwalam sobie na coś słodkiego.

Dzisiaj po raz pierwszy od prawie dwóch miesięcy byłam w kościele. Od razu lepiej się poczułam. Chyba mi tego brakowało. Jak zawsze będę chodzić co tydzień. Wtedy może pewne rzeczy się poukładają.

Powiem Wam, że czuję się świetnie. W ostatnich dniach dużo myślałam nad tym, dlaczego jest tak, że kiedy schudnę już do bardzo ładnej wagi, to zaczynam jeść i tyję. W tym celu czytałam moje pamiętniki i odkryłam pewną zależność. Ten czas, w którym zaczynam jeść za dużo, zbiega się zawsze z problemami. W ostatnim latach była to utrata pracy, potem śmierć bliskiej osoby, a ostatnio fatalny stan psychiczny. W przyszłości będę więc zapobiegać i wymyślę coś, żeby nie pocieszać się słodyczami, jak stanie się coś złego. Już znajdę jakiś sposób, żeby inaczej się wyładować.

Parę fotek z ostatnich tygodni:






sobota, 2 listopada 2013

Nie poddam się

Dzień upłynął mi jak każda sobota. W pracy byłam i w sumie tyle. Wieczorem siedziałam przed kompem, jeszcze trochę pracując. Cały czas zastanawiam się, jak ogarnę prowadzenie drugiej firmy. Nie jestem tam sama, mam wspólniczkę, dobrą przyjaciółkę. Musimy w najbliższym czasie zacząć poważnie siedzieć nad tym wszystkim. Oprócz dwóch małych firm mam jeszcze 2 prace, także na razie mi wystarczy.

Posiedzę jeszcze tylko chwilę, bo jutro muszę wstać koło 8. W niedzielę też oczywiście pracuję, nawet więcej niż w sobotę. Nieźle dręczy mnie teraz głód, ale pech. Dzisiaj narodziło się we mnie jeszcze więcej motywacji, więc się nie poddam. Czuję, że będzie dobrze.

02.11. - sobota
7:50 - 2 kromki chleba pełnoziarnistego (180) z twarogiem (20)
jajko - 80
10:30 - kawa z mlekiem - 20
11:00 - banan - 115
12:00 - mały kawałek mięsa, surówka - ok. 200
13:30 - baton proteinowy - 180
Razem: 795 kcal
Ruch: 1h sprzątania




Lepiej za mało niż za dużo

Jak w każdą sobotę wstałam wcześnie, gdyż pasuje iść do pracy. Teraz siedzę i słucham nowej płyty mojej ulubionej piosenkarki Celine Dion. Bardzo lubię teksty jej piosenek, bo zawsze mogę tam znaleźć odniesienia do mojego życia.

Cieszę się z tego, że się ochłodziło i że nadchodzi zima. Przynajmniej to dobre, że można się zakryć za grubymi ubraniami, chociaż tutaj zima i tak jest ciepła.

Wczoraj wieczorem nieźle dręczył mnie głód, ale stwierdziłam, że muszę wytrzymać, bo zawsze pierwsze dni na intensywnej diecie są najgorsze.

Mam teraz jeszcze chwilę, to zacznę nadrabiać u Was zaległości.

Wczorajszy jadłospis:

01.11. - piątek
9:30 - 2 kromki chleba pełnoziarnistego (180) z twarogiem (20)
jajko - 80
10:30 - kawa z mlekiem - 20
14:00 - 2 mandarynki - 60
2 ziemniaki, kawałek mięsa - ok. 250
16:00 - kawa z mlekiem - 20
Razem: 630 kcal




czwartek, 31 października 2013

Nowy początek

Tak jak zapowiadałam, powracam na dobre. Pierwsza sprawa: jeśli którejś z Was nie ma na liście blogów, to się upomnijcie. Mogłam przeoczyć jakiś blog przy przenosinach.

Ostatnio byłam zajęta jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Dużo pracowałam i założyłam drugą firmę. Będę mieć w związku z tym więcej papierkowej roboty, ale mam nadzieję, że powiedzie mi się tak jak z pierwszą firmą.

W ostatnim czasie wszystko stało mi się obojętne, ale dużo rozmyślałam o samej sobie i doszłam do kilku wniosków. Przyznałam się przed samą sobą, że jestem cholerną egoistką, której nic nie obchodzi oprócz samej siebie. Poczułam ulgę. Utwierdziłam się w tym, że nigdy nie chcę mieć dzieci. Współczułabym im, gdyby miały taką matkę jak ja. Nie jestem w stanie poświęcić się dla nikogo oprócz siebie samej. Tak, pomagam dużo ludziom, ale zawsze oczekuję podświadomie czegoś w zamian i jestem zła, jeśli tego nie dostaję. Partner życiowy? To musiałby być taki egoista jak ja.

Przestałam chodzić do kościoła, chociaż nadal wierzę w Boga, ale 99% rzeczy w życiu straciło dla mnie sens. W całym moim życiu tylko raz czy dwa nie byłam w niedzielę w kościele, więc to wiele rzeczy zmienia.

Dobiła mnie wyprowadzka mojego sąsiada, kupił sobie dom. U góry jest cicho jak makiem zasiał. Ciekawe, kiedy i kto się wprowadzi.

Przestałam myśleć o powrocie do Polski. Raczej nigdy tam nie wrócę, bo zrozumiałam, że do niczego w Polsce nie dojdę. Tutaj nie mam kokosów, ale wystarcza mi na bieżące wydatki i na jakieś bonusy od czasu do czasu. Więcej nie potrzebuję. Mogłam nawet otworzyć konto oszczędnościowe, a w Polsce bym biedowała i oszczędzała na wszystkim jak większość moich rówieśników.

Postanowiłam zostać na święta Bożego Narodzenia tutaj. Nie pojadę do Polski, bo znowu przytyję. Długo szukałam wymówki, którą mogłabym przedstawić rodzinie. A że jestem dość pomysłowa, to znalazłam. W jednej z moich prac zaoferowałam, że zjawię się tam również w święta, chociaż nie musiałam. Do Polski pojadę może na wiosnę.

Co do diety, to postanowiłam wreszcie porządnie się za to wziąć i nie pieprzyć dalej sprawy, nie odwlekać. Nie mam już ani jednych spodni, które by się dopinały, więc chyba czas najwyższy. Ostatnio miałam dni dobre i złe, niestety złych było więcej, więc czas się ogarnąć.

Ogólnie coraz częściej nachodzą mnie myśli o śmierci. Myślę, że chciałabym umrzeć. Szkoda, że nie ma wyboru. Nie chcę się jednak poddawać, bo to nie w moim stylu i będę nadal szukać sensu. Nienawidzę siebie, kiedy nie jestem szczupła, więc przynajmniej to zmienię.

Na jutro planuję sobie taki jadłospis:

2 kromki chleba pełnoziarnistego z twarogiem, jajko
kawa z mlekiem
jabłko
2 kromki chleba pełnoziarnistego z twarogiem, jajko

Codziennie będę przedstawiać jadłospis na kolejny dzień i potem pisać, czy go dotrzymałam.