czwartek, 31 października 2013

Nowy początek

Tak jak zapowiadałam, powracam na dobre. Pierwsza sprawa: jeśli którejś z Was nie ma na liście blogów, to się upomnijcie. Mogłam przeoczyć jakiś blog przy przenosinach.

Ostatnio byłam zajęta jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Dużo pracowałam i założyłam drugą firmę. Będę mieć w związku z tym więcej papierkowej roboty, ale mam nadzieję, że powiedzie mi się tak jak z pierwszą firmą.

W ostatnim czasie wszystko stało mi się obojętne, ale dużo rozmyślałam o samej sobie i doszłam do kilku wniosków. Przyznałam się przed samą sobą, że jestem cholerną egoistką, której nic nie obchodzi oprócz samej siebie. Poczułam ulgę. Utwierdziłam się w tym, że nigdy nie chcę mieć dzieci. Współczułabym im, gdyby miały taką matkę jak ja. Nie jestem w stanie poświęcić się dla nikogo oprócz siebie samej. Tak, pomagam dużo ludziom, ale zawsze oczekuję podświadomie czegoś w zamian i jestem zła, jeśli tego nie dostaję. Partner życiowy? To musiałby być taki egoista jak ja.

Przestałam chodzić do kościoła, chociaż nadal wierzę w Boga, ale 99% rzeczy w życiu straciło dla mnie sens. W całym moim życiu tylko raz czy dwa nie byłam w niedzielę w kościele, więc to wiele rzeczy zmienia.

Dobiła mnie wyprowadzka mojego sąsiada, kupił sobie dom. U góry jest cicho jak makiem zasiał. Ciekawe, kiedy i kto się wprowadzi.

Przestałam myśleć o powrocie do Polski. Raczej nigdy tam nie wrócę, bo zrozumiałam, że do niczego w Polsce nie dojdę. Tutaj nie mam kokosów, ale wystarcza mi na bieżące wydatki i na jakieś bonusy od czasu do czasu. Więcej nie potrzebuję. Mogłam nawet otworzyć konto oszczędnościowe, a w Polsce bym biedowała i oszczędzała na wszystkim jak większość moich rówieśników.

Postanowiłam zostać na święta Bożego Narodzenia tutaj. Nie pojadę do Polski, bo znowu przytyję. Długo szukałam wymówki, którą mogłabym przedstawić rodzinie. A że jestem dość pomysłowa, to znalazłam. W jednej z moich prac zaoferowałam, że zjawię się tam również w święta, chociaż nie musiałam. Do Polski pojadę może na wiosnę.

Co do diety, to postanowiłam wreszcie porządnie się za to wziąć i nie pieprzyć dalej sprawy, nie odwlekać. Nie mam już ani jednych spodni, które by się dopinały, więc chyba czas najwyższy. Ostatnio miałam dni dobre i złe, niestety złych było więcej, więc czas się ogarnąć.

Ogólnie coraz częściej nachodzą mnie myśli o śmierci. Myślę, że chciałabym umrzeć. Szkoda, że nie ma wyboru. Nie chcę się jednak poddawać, bo to nie w moim stylu i będę nadal szukać sensu. Nienawidzę siebie, kiedy nie jestem szczupła, więc przynajmniej to zmienię.

Na jutro planuję sobie taki jadłospis:

2 kromki chleba pełnoziarnistego z twarogiem, jajko
kawa z mlekiem
jabłko
2 kromki chleba pełnoziarnistego z twarogiem, jajko

Codziennie będę przedstawiać jadłospis na kolejny dzień i potem pisać, czy go dotrzymałam.

14 komentarzy:

  1. Ja też jestem egoistką i też nie chce mieć dzieci. Może kiedyś się to zmieni ale na chwilę obecną nie wyobrażam sobie mieć bachora i nie mieć w ogóle czasu dla siebie.
    Wracasz do diety, fajnie :) ale czy aby nie za mało znów chcesz jeść ? Nie boisz się znowu napadów itd.? Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na mojego bloga, jestem wśród Was stosunkowo od niedawna :) http://flyhighlittlebutterfly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś i walczysz! Czytając Twoje posty mnie samą ogarnia taki "zdeterminowany spokój" (tak to teraz nazwałam :) ). Dlatego bardzo lubię czytać Twojego bloga. Tak spokojnie, bez pośpiechu ale do celu. Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że jesteś. Powodzenia z firmą i dietą. Trzymaj się! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. widzę listopad miesiącem wracania do blogów z dużą siłą :) planuję napisać notatkę w niedzielę, chcę by od razu były za mną te dobre 2 dni. trzymam kochana mocno kciuki, a i mnie możesz dodać jeszcze do linków, jeszcze pokażę na co mnie stać :)
    trzymaj się ciepło ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że przez te wszystkie zmiany nie zatracisz samej siebie. I będziesz szczęśliwa z samą sobą :)
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję sukcesu firmy! Kurcze, ale jednak... nie będziesz tęsknić za rodziną?
    Jednak święta to nie tylko żarcie, a przynajmniej nie powinno być.
    Widzę, że jestes na podobnym etapie co ja, szukam sensu i jeszcze nie chcę się tak szybko poddawać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Greta, k***a, jesteś mądrą babką, ale teraz nie będę słodzić i napiszę: nie utyłabyś tak, gdybyś kiedyś się nie ograniczała do 700 kcal na dzień!!! I to z bieganiem! Tak sobie zajechałaś jadłospis do minimum, że Twój metabo ledwo ciągnie i teraz od byle jajka utyjesz!
    Nie zrozum mnie źle, Greto. Od dawna czytam Twój blog, zawsze Ci kibicowałam i uważam, że jesteś ciekawą, stanowczą, pracowitą i twardo stąpającą po ziemi kobietą. Dieta 800 dawała pożądane rezultaty - wszystkie czytałyśmy o Twoich sukcesach :) Byłaś zbyt surowa dla siebie. Nie wiem jak chcesz teraz żyć: nadal jeść 700-800? A może 1000 z ćwiczeniami? Pointless.
    Nie bierz mi tego za zbyt ostrą krytykę - nie miałam nic złego w zamyśle. Nadal będę śledzić blog. Ale problem jest i masz nad czym pomyśleć zanim pochopnie podejmiesz błędne działania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Metabolizm spaprany, to na pewno. Ale ona też przyznaje, że się objada w tych okresach, gdy tyje. Jak po długim okresie 700 kcal nagle ktoś się objada, to normalne, że tyje. I po każdym takim przytyciu jest coraz trudniej schudnąć ponownie. Organizm już wie, co go spotka, gdy tylko dostaje mniej kcal i wlącza mechanizm obronny.

      To wszystko jest dla mnie dziwne. Tyle dajesz rad innym, a u samej siebie masz ciągłe porażki. Jak można było zaprzepaścić wagę 49 kg? Gdybyś wychodziła z diety stopniowo, bez objadania się, to pewnie byś przytyła tylko troszeczkę, a nie dobiła znowu do 60 kg.
      Takie wahania nie są dobre dla skóry. Nie masz od tego rozstępów?

      Usuń
    2. To nie jest tak, że się objadam. Ja przez chorobę tyję już, jak jem np. 1500 kcal. Nic już nie mogę z tym zrobić.

      Już chyba 2 razy zaprzepaściłam poprzednią wagę, ale cóż. Tak bardzo się tym nie dołuję, gdyż przynajmniej znowu mogę się odchudzać, a to stanowi treść mojego życia :) Jak tracę kontrolę nad swoim życiem, to nad dietą też, ale mam tak od czasu do czasu. Mój organizm ma ze mną nieciekawie, ale np. moja rodzina też :)

      Usuń
    3. Ok, pamietam, że masz problemy z tarczycą czy coś. Wiele osób je ma, ale jak biorą leki, to im się wszystko normuje i nie mają problemów ze schudnięciem.

      Usuń
    4. To nie jest wcale takie proste - bierzesz leki i wszystko pięknie i cudownie... To nie do końca tak działa. A poza tym zależy od tego jak lekarzowi się widzi w kwestii dawki jaką masz przyjmować. Bo mi ostatnio właśnie zjebał życie, bo uznał, że może mi zmniejszyć...

      Usuń
    5. Anonimowy, to NIE jest Grety wina, choroba nie wybiera..Moglbys miec poczucie empatii..Zamiast ja pocieszyc to Ty jeszcze ja dolujesz. Greta jest silna i madra da sobie rade. Trzymam kciuki i pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Dobrze Cie widziec Gretchen :-)
    Znow wszystko wroci do normy. Znow bedziemy walczyc. To normalne ze raz jest lepiej a raz gorzej. Trzymam kciuki

    P.S. czytujesz niemieckojezyczne blogi w naszej tematyce? Jesli tak rzuc prosze jakis przykladowy adres. Mam problem z wyslowieniem sie w temacie, a w koncu mam z kim o tym porozmawiac :-)
    Ciesze sie ze znow jestes :*

    OdpowiedzUsuń